Dziesięć sekund. Jake stoi po mojej prawej stronie jako drugi ode mnie. Pięć sekund. Szykuję się do startu. Rozlega się dźwięk gong i nagle wszyscy zaczynają się rozbiegać po całej arenie. Biegnę w stronę lasu, na początku się zatrzymuję i rozglądam po gałązkach. Są dość grube, a korona także. Rozglądam się czy kogoś tu nie ma i czy nikt na mnie nie patrzy. Powoli wchodzę na drzewo i oglądam wszystko z góry. Krwawa jadka. Nigdzie nie widzę Jake, ale słyszę trzask gałązki pode mną. Patrzę w dół i zauważam go z mieczem w ręku. Jake, powoli wchodzi nie wygląda jakby chciał mnie zabić.
- Młoda, co jest czemu tu czekasz? Uciekaj!- mówi
- Cicho, bo ktoś na usłyszy.- mówię.
- Ah to ta twoja taktyka?- mówi szeptem, chowiąc miecz do pochwy.
- Tak, jakieś zranienie? - pytam
- Nie, mam plecak z żywnością. Co dalej?
- Co masz zamiar zawżeć sojusz?
- A czemu nie?- podaje mi rękę , a ja ją ściskam.
- Gdyby coś się rozpadło to nie wiemy gdzie jesteśmy, okej?
- Jasne, ilu poległo? - pyta
- Około dziewięciu - mówię
Przez resztę rzezi się do siebie nie odzywamy. Zawodowcy biorą to czego im potrzeba i wyruszają w las.
Nadlatuje poduszkowiec i zabiera zwłoki. Słyszymy wystrzały z armaty padło ich dziewięć.
-Co teraz? - pyta
- Zawodowcy będą się kierować w stronę tego pagórka, będą ciekawi co tam jest. Mamy jakieś trzydzieści minut, żeby jeszcze tu posiedzieć i jutrzejszy dzień żeby pochodzić po arenie i się porozglądać- wyliczam na palcach.
- Czyli tak siedzimy tu aż się oddalą a potem? - pyta
-Potem do Rogu Obfitości, muszę coś wziąć.
* Pół godziny później *
Patrzę w dół przez koronę drzew. Nikogo nie ma. Z chodzę powoli stąpając delikatnie po gałązkach.
Jake całkiem dobrze sobie radzi ale nie tak jak ja. Po chwili ląduje na ziemi pod moimi nogami.
- Trzeba mieć tą wprawę- mówię.
- No wiesz ja jestem szybszy.
Wychodzimy powoli z lasu, rozglądając się czy nikogo nie ma. Pusto wszyscy uciekli wgłąb lasu.
Wchodzę do Rogu Obfitości i zauważam różne rodzaje broni. Siekiery które mnie interesują leżą na skrzyni. Biorę jedną i zawiązuje ze specjalnym pokrowcem na Siekierę do nogi, drugą wsadzam do pustego plecaka. Później szukam apteczki, znalazłam dwie, także je pakuje. Noktowizory dwie pary, koc, śpiwór , bukłaki na wodę lecz bez niej, jodynę, skarpety, kurtkę kolekcję noży i linę wszytko to pakuję. Wyjmuję tylko kilka noży i je tam wsadzam, a kilka do paska.
- Jake, weź popakuj trochę jedzenia.
Posłusznie je pakuje nie dużymi ilościami tylko małymi kilka jabłek, kilka suszonych owoców, wszystkiego po kilka, pakuje także dwa puste bukłaki. Kiedy czeka na dalsze polecenia, wskazuje głową na jeziorko. Posłusznie tam idzie, a ja za nim , kilka razy obracam się rozglądając się czy nikogo nie ma. Pusto. Napełniamy całe cztery bukłaki wodą i dodajemy do nich jodynę.
- Co teraz chcesz robić? - pyta
- Myśl jak zawodowca. Co byś zrobił ?
- No więc poszedłbym do tej jaskini się rozejrzeć. Jak by nic tam nie było zostawiłbym zapasy i mógłbym zawsze po nie wrócić, a później szukałbym innych, a ty co byś zrobiła?
- Podobnie tylko wiesz po drodze do jaskini szukałabym innych. Oni zawsze tu mogą wrócić. A i Ci nie powiedziałam, jak oglądali to znaleźli kilka koców, śpiwory i dużo żywności. Noktowizorów nie szukali, więc jeden kłopot z głowy. Przy najmniej nie będę mogli chodzić w nocy. A teraz ty mi powiedz gdy szedłeś po miecz to co ? Co mieli inni trybuci?
- No wiesz nikt tam nie wszedł do rogu, a kto wszedł zginął z ręki Sebastiana. Zazwyczaj uciekali z plecakami.
Siadam nad brzegiem jeziorka i patrzę w wodę. Słyszę, że w krzakach coś się poruszyło. Patrzę na Jake'a, a on na mnie. Pokazuje mu żeby podszedł, bo jest cichy. Powoli podchodzi i wyciąga ofiarę. Jest to chłopak z Szóstki, Jake trzyma go za koszulkę.
- Czego tu węszysz?- pytam
- Ja uciekam... przed.. przed.. zawodowcami..
- Jak długo?
- Oni są gdzieś w środku lasu... Wystraszyłem się i tu przybiegłem... Nie zauważyli mnie.. Ale ja się bałem... Tak bardzo - mówi wystraszony i zdyszany
- Tak wiem, że musiałeś biec i wiem że się wystraszyłeś, ale wiesz my nie potrzebujemy sojusznika, a jak by Cię zawodowcy dorwali to byś im musiał wszystko powiedzieć- mówię i wyciągam siekierę z pokrowca.
- Nie proszę nie zabijaj mnie... Proszę... - słyszałam w jego głosie błagalny ton, ale nie zachowywał się jak by się bał śmierci, był spokojny .
- Wiesz, zwycięzca może być tylko jeden. - gdy to powiedziałam zrobiłam niewinną minkę. - A ty myślałeś że co jestem milutką, nie winną dziewczynką która się wszystkiego boi? O nie mój drogi, pomyliłeś się. - podrzucam siekierą i rzucam ją. Trafia prosto w pierś. Huk armatniego wystrzału.
- No nie myślałem, że aż tak agresywna jesteś. - mówi i wyciąga siekierę z piersi chłopca.
- To mnie jeszcze nie poznałeś.- uśmiecham się i wycieram siekierę o skrawek kurtki chłopaka. - Wszystko mamy?
Rozglądamy się dookoła.
- Tak chyba tak.
-Idziemy.- mówię.
- Gdzie?
- Tam- mówię i pokazuje palcem las.- Na łowy.
- Zostało nas 14. Z czego zawodowców jest czwórka, a nasz dwójka. Czyli ogólnie zostało innych ośmiu. Jeden myślał że mu pomożemy to reszta też się da nabrać.
- No jasne. Trzeba znaleźć miejsce na obóz- mówię
- Może jakieś drzewo?
- Chodź poszukamy takiego żeby nas widać nie było.
Wchodzimy w las zapuszczając się głęboko, gdy zaczyna się ściemniać znajdujemy odpowiednie drzewo dla naszej dwójki o grubych konarach. Jake pierwszy staje na warcie, a ja wchodzę do śpiwora. Zamykam oczy i zasypiam.
- Jo- szepce do mnie Jake- Cicho.
Otwieram oczy i patrzę w dół. Widzę jak zawodowcy przedzierają się przez krzaki. Przechodzą i kierują się w stronę Rogu Obfitości. Po chwili już ich nie słychać.
- Jake jak myślisz co teraz?
- Słuchaj mógłbym się przespać jutro pogadamy ok ?
Wchodzi do śpiwora i mnie przytula. Zakładam noktowizory i oglądam las nocą. W pewnej chwili dostrzegam kulejącą sylwetkę podążającą w kierunku Rogu Obfitości . Zamieram.
- Co teraz chcesz robić? - pyta
- Myśl jak zawodowca. Co byś zrobił ?
- No więc poszedłbym do tej jaskini się rozejrzeć. Jak by nic tam nie było zostawiłbym zapasy i mógłbym zawsze po nie wrócić, a później szukałbym innych, a ty co byś zrobiła?
- Podobnie tylko wiesz po drodze do jaskini szukałabym innych. Oni zawsze tu mogą wrócić. A i Ci nie powiedziałam, jak oglądali to znaleźli kilka koców, śpiwory i dużo żywności. Noktowizorów nie szukali, więc jeden kłopot z głowy. Przy najmniej nie będę mogli chodzić w nocy. A teraz ty mi powiedz gdy szedłeś po miecz to co ? Co mieli inni trybuci?
- No wiesz nikt tam nie wszedł do rogu, a kto wszedł zginął z ręki Sebastiana. Zazwyczaj uciekali z plecakami.
Siadam nad brzegiem jeziorka i patrzę w wodę. Słyszę, że w krzakach coś się poruszyło. Patrzę na Jake'a, a on na mnie. Pokazuje mu żeby podszedł, bo jest cichy. Powoli podchodzi i wyciąga ofiarę. Jest to chłopak z Szóstki, Jake trzyma go za koszulkę.
- Czego tu węszysz?- pytam
- Ja uciekam... przed.. przed.. zawodowcami..
- Jak długo?
- Oni są gdzieś w środku lasu... Wystraszyłem się i tu przybiegłem... Nie zauważyli mnie.. Ale ja się bałem... Tak bardzo - mówi wystraszony i zdyszany
- Tak wiem, że musiałeś biec i wiem że się wystraszyłeś, ale wiesz my nie potrzebujemy sojusznika, a jak by Cię zawodowcy dorwali to byś im musiał wszystko powiedzieć- mówię i wyciągam siekierę z pokrowca.
- Nie proszę nie zabijaj mnie... Proszę... - słyszałam w jego głosie błagalny ton, ale nie zachowywał się jak by się bał śmierci, był spokojny .
- Wiesz, zwycięzca może być tylko jeden. - gdy to powiedziałam zrobiłam niewinną minkę. - A ty myślałeś że co jestem milutką, nie winną dziewczynką która się wszystkiego boi? O nie mój drogi, pomyliłeś się. - podrzucam siekierą i rzucam ją. Trafia prosto w pierś. Huk armatniego wystrzału.
- No nie myślałem, że aż tak agresywna jesteś. - mówi i wyciąga siekierę z piersi chłopca.
- To mnie jeszcze nie poznałeś.- uśmiecham się i wycieram siekierę o skrawek kurtki chłopaka. - Wszystko mamy?
Rozglądamy się dookoła.
- Tak chyba tak.
-Idziemy.- mówię.
- Gdzie?
- Tam- mówię i pokazuje palcem las.- Na łowy.
- Zostało nas 14. Z czego zawodowców jest czwórka, a nasz dwójka. Czyli ogólnie zostało innych ośmiu. Jeden myślał że mu pomożemy to reszta też się da nabrać.
- No jasne. Trzeba znaleźć miejsce na obóz- mówię
- Może jakieś drzewo?
- Chodź poszukamy takiego żeby nas widać nie było.
Wchodzimy w las zapuszczając się głęboko, gdy zaczyna się ściemniać znajdujemy odpowiednie drzewo dla naszej dwójki o grubych konarach. Jake pierwszy staje na warcie, a ja wchodzę do śpiwora. Zamykam oczy i zasypiam.
- Jo- szepce do mnie Jake- Cicho.
Otwieram oczy i patrzę w dół. Widzę jak zawodowcy przedzierają się przez krzaki. Przechodzą i kierują się w stronę Rogu Obfitości. Po chwili już ich nie słychać.
- Jake jak myślisz co teraz?
- Słuchaj mógłbym się przespać jutro pogadamy ok ?
Wchodzi do śpiwora i mnie przytula. Zakładam noktowizory i oglądam las nocą. W pewnej chwili dostrzegam kulejącą sylwetkę podążającą w kierunku Rogu Obfitości . Zamieram.