Music

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 4

Następne dni przebiegają podobnie, oprócz tego że nie chodzę się spotykać z Sebastianem. Kim on w ogóle jest i co sobie myśli że może mieć każdą dziewczynę. O nie! JA mu dam popalić na arenie. No więc przed ostatniego dnia, są pokazy indywidualne, zjeżdżamy windą do Ośrodka Szkoleniowego z Jake'em i siadamy na sofie, obitą aksamitem. W końcu wszyscy się schodzą i czekamy aż nie zaczną wywoływać nazwiskami. Ten kto wchodzi już nie wychodzi.
- Jake Green. - wołają
- Niech los zawsze- zaczynam
- Ci sprzyja. Wzajemnie- kończy.
Widzę wzrok pozostałych uczestników który spoczął na nas. Jake wchodzi, a ja podkulam nogi i obejmuje je, kładąc na nich brodę. Teraz moja kolej, ale co im za prezentuje tego nie wiem.
- Johanna Mason- woła kobiecy głos.
- Tsa, moja kolej- mruczę pod nosem i wstaje z sofy.
Wchodzę do pomieszczenia i zauważam różnego rodzaju bronie. Ale i tak robię swoje, biorę jakiś nóż i rzucam w manekina. Nóż i tak nie trafia w manekina. Wkurzam się, chociaż tak miało być że miał nie trafić i biorę kolejny nóż i trafiam w oko.
- Co ja zrobiłam? - myślę.
- Możesz już iść panno Mason. - mówi organizator Igrzysk.
Pośpiesznie wychodzę i wciskam w windzie numer 7. Czuję się strasznie,  to nie tak miało być. Miałam być niezdarą, a nie że trafiam prosto w oko. Gdy wysiadam z windy, idę od razu pod prysznic. Na panelu naciskam miętę i delikatny strumień. Ubieram czarne szorty i żółtą bluzę. Idę do salonu, gdzie będą pokazane ile kto otrzymał za występ.
Najpierw para z Jedynki. Dziewczyna uzyskuje 11 punktów, a Sebastian 10.
Z Dwójki otrzymali po 11 punktów. Z Trójki po 9. Z Czwórki po 10. Z Piątki po 7. Z Szóstki po 4.
Boję się teraz my Siódemka. Najpierw chłopak, na ekranie pojawia się twarzy Jake'a zaraz po nim 10. Jake uzyskał 10 punktów. Bijemy bravo mu . Później pojawiam się ja z 3.
- Tak - krzyczę
Wszyscy się na mnie popatrzeli jak na jakąś idiotkę.
- No co ? O to mi chodziło.- mówię
- O co? Żeby mieć mało punktów? - pyta Gabi.
- No. To moja strategia. - mówię
- Aha. - mówi Jake.
Ludzie z Ósemki dostają po 9? Z Dziewiątki po 6. Z Dziesiątki po -ku memu zdziwieniu- 11.
Z Jedenastki po 10 i z Dwunastki po 7. No to super najmniej , punktów.
-Jej, super nikt na mnie nie będzie stawiać. - mówię.
- Cieszysz się? - zapytała Tiffanie.
- No jasne. - odpowiadam z uśmiechem i radością w głosie.
- Ale przecież najważniejsze jest żeby dostać dużo punktów- odzywa się Jake
- Tak, ale ja właśnie wolę mieć mało punktów. Dowiecie się na arenie- mrugam oczkiem i idę do pokoju.
Rzucam się na łóżko i zasypiam.
- Johanna! Pobudka! Dziś Wielki Wielki Wielki Dzień! - budzi mnie Tiffanie.
- Jeszcze chwilka- wołam
- Nie już wstawaj !
- No już dobra. Wstaję.
Szybki prysznic raz i na śniadanko dwa. Dużo różności na stole jak zawsze. Biorę sałatkę, kiełbaskę i sok pomarańczowy. Na dokładkę jabłka, których u nas mało. Czekam przy stole na to co dalej będziemy robić.
Pierwsza przychodzi Gabi.
- Dobrze. Gdzie jest Jake?
- O ja wiem. - mówi Tiffanie.- rzucił poduszką w drzwi i powiedział że nie wstaje.
- No nic. Może ty Johanna spróbujesz się z nim dogadać?- pyta Gabi
- Co mam mu powiedzieć.
- Dziś są wywiady z Caesar'em Flickerman'em. Każde z was po cztery godziny spędzi ze mną i tyle samo z Tiffanie. Jak wyjdziesz od Jake to idź do swojego pokoju, tam będzie czekać Tiffanie.
Wstaję od stołu i idę do pod pokój Jake. Pukam nikt się nie odzywa. Otwieram drzwi i powoli wchodzę. Jake leży pod kołdrą i śpi. Strasznie chrapie, biorę szklankę nalewam zimnej wody i leje nią Jake'a. Wstaje i ma tą swoją gniewną minkę.
- Pora wstawać królewiczu. - mówię i opowiadam mu wszystko co kazała powiedzieć Gabi.
- A co zrobisz jeśli powiem nie? - pyta
- Zabiję Cię jako pierwszego na arenie.
- Haha ty? Tak już Ci wierzę. No nic wstajemy. Możesz wyjść. - mówi
Wychodzę i  z zatrzaskuję drzwi. W pokoju jak za powiedziała Gabi czeka Tiffanie.
Na początek muszę włożyć długą sukienkę oraz buty na wysokim obcasie. Przed prezentacją dostanę inne ubranie, ale w tym mam się uczyć chodzić. Najgorsze są buty. Jeszcze nigdy nie nosiłam wysokich obcasów i nie mogę przyzwyczaić się do balansowania na palcach. Tiffanie na okrągło biega w szpilkach, więc dochodzę do wniosku, że jeśli ona potrafi, to ja również. Z sukienką mam inny problem. Materiał bezustannie plącze się wokół butów, więc ją podciągam, a wówczas Tiffanie napada na mnie jak jastrząb i bije po dłoniach.
- Tylko do kostek!-krzyczy.
W końcu opanowuję chodzenie, ale teraz muszę nauczyć się siedzieć, trzymać prosto, zwłaszcza że mam skłonność do pochylania głowy. Zapamiętuję jak nawiązać kontakt wzrokowy,jak gestykulować, jak się uśmiechać. Właściwie bezustannie muszę demonstrować szeroki uśmiech. Tiffanie każe mi wygłaszać niezliczone banalne sformułowania, które zaczynam uśmiechem,wypowiadam uśmiechem, kończę uśmiechem.Gdy nadchodzi pora lunchu, mięśnie moich policzków drżą od nadmiernego wysiłku.
- Zrobiłam to co mogłam-Wzdycha Tiffanie- Pamiętaj : Chcesz aby widzowie cię polubili?
- Sądzisz że mnie nie lubią?
- Przypadniesz im do gustu jeżeli nie będziesz na nich patrzeć wilkiem i będziesz dalej grała swoją rolę - uśmiecha się Tiffanie.- Traktuj ich jako przyjaciół.
- Oni się zakładają jak długo pożyję- wybucham - To nie są moim przyjaciele.
- Wobec tego postaraj się udawać - prycha Tiffanie. Po chwili rozpromienia się- Widzisz, właśnie tak. Doprowadzasz mnie do szału, a ja jednak się uśmiecham.
- To całkiem logiczne, a teraz idę coś zjeść.
Zdejmuję buty i podciągam różową sukienkę aż do ud.
Po lunchu idę na lekcje z Gabi.
- Jeśli wolno mi zapytać jaki będzie Jake?
- Jake? Sympatyczny z dystansem do siebie. A nad tobą się zastanawiam. Może będziesz udawać niewinną dziewczynkę, która nie wie o co chodzi?
- No dobrze. Skoro tak ma być.
Następne godziny okazują się być całkiem przyjemne. Rozmawiamy o wszystkim co do tego momentu działo się z rodziną moją i Gabi, oraz dochodzę do wniosku że nie jest taka zła. Gdy mijają cztery godziny, wracam do pokoju i rzucam się na łóżko. Rankiem zajmuje się mną ekipa przygotowawcza.  Skaczą nade mną aż do południa. Dzięki ich wysiłkom moja skóra wygląda jak aksamit. We włosach mam białą  wstążkę. Włosy opadają mi na lewy bok , całkiem proste. Kładą jasny podkład na moją twarzy i podkreślają rysy. Usta malują mi na czerwony kolor, I cienie pod oczami. Na koniec malują moje paznokcie na dwa kolory czarny i zielony. W końcu wchodzi Kate z czarnym kostiumem. Jest to sukienka sięgająca kolan w kolorach czarno- zielonych, lekko podarta na dole. Do tego zwykłe proste trampki poza kostki. Kate szybko ubiera mnie w to i musimy się śpieszyć. Szybko wsiadamy do windy , gdzie widzimy resztę ekipy. Jake wygląda oszałamiają co w czarnych podartych dżinsach z zielonymi dodatkami na białej koszuli z czerwonym krawatem. Gabi ma czerwoną sukienkę do kostek i buty na szpilkach,  a Tiffanie krótką sukienkę i jej niezwykle wysokie koturny. Gdy drzwi windy, się rozsuwają widzimy pozostałych trybutów ustawianych przed sceną. Czas przeznaczony na prezentację spędzimy pod wielkim łukiem. Tak bardzo chciałabym iść na pierwszy ogień i mieć to już za sobą! Idziemy gęsiego w kierunku krzeseł i zajmujemy wyznaczone miejsca. Samo wejście na scenę doprowadza mnie do szału i aż łzy wzbierają mi się w oczach ale jednak zachowuję całkowity spokój. W końcu mogę usiąść i już powoli się uspakajam. To tylko gra, więc nie ma się o co martwić.  Zapada zmrok, ale na Rynku jest jaśniej niż w letni dzień. Dla najważniejszych gości ustawiono wysoką trybunę, pierwszy rząd obsiedli styliści. Duży balkon na budynku z prawej strony zajmą organizatorzy, większość pozostałych balkonów przejęły ekipy telewizyjne. Rynek oraz prowadzące do niego aleje są zapełnione do granic możliwości. Widzowie nie mają co marzyć o miejscach siedzących. Telewizory są włączone w świetlicach, domach i miejskich domach w całym Panem. Dziś nie ma ograniczenia w dostawie prądu. Caesar Flickerman, dziarsko wkracza na scenę, a publiczność szaleje.
Na każdych igrzyskach ma taką samą fryzurę, ubiór, tylko innego koloru. W tym roku jest to zieleń.  Na powitanie zarzuca kilka dowcipów, ale w końcu przechodzi do rzeczy. Dziewczyna z Pierwszego Dystryktu, ubrana w niebieską krótką sukienkę. Wchodzi na scenę i siadam obok Caesar'a. Jest bardzo piękna rude włosy , zielone oczy i ta figura... Chodzący seksapil. Każda prezentacja trwa zaledwie trzy minut. Po upływie wyznaczonego czasu rozlega się brzęczyk i na scenę wchodzi następny trybut. Caesar naprawdę się stara, rzuca dowcipami, śmieje się i próbuje odprężyć zdenerwowanych. Siedzę jak jakaś dama , plecy proste i głowa wysoko w górze. Dwójka. Trójka. Czwórka. Piątka. Szóstka. W końcu pada moje nazwisko " Johanna Mason". Wstaję i kieruję się na środek estrady. Całuje mnie w dłoń i pozwala mi usiąść.
- Od samego początku mam dla ciebie kilka pytań- wyznaje Caesar.
- Tak?- pytam
- Dlaczego wstawiłaś się za przyjaciółkę? Przecież ona nic nie znaczy.
- Nie pozwolę umrzeć osobie, której ufam. - wypowiadam słowa i łzy zaczynają cieknąć po mej twarzy.
- Jedyna?
- Tak tylko jej umiałam zaufać. Chcę się z nią podzielić nagrodą, jeśli wygram. W co wątpię, bo mam małe szanse z takimi wysortowanymi i wyższymi ode mnie przeciwnikami.
- No właśnie. Na pewno znajdzie się ktoś kto będzie chciałby być twoim sponsorem.
- Wątpię. Taka niezdarna, płacząca dziewczyna jak ja i ktoś by na mnie stawiał to by był istny cud. Zginę na samym początku , tak wszyscy myślą, nawet ja. - odpowiadam spokojnie ze łzami w oczach.
- I ostatnie pytanie. Masz kogoś tam w swoim dystrykcie?
- Znaczy się podoba mi się jeden chłopak, nazywa się Chris i bardzo go kocham - mówię, a publiczność wzdycha. Rozbrzmiewa dźwięk brzęczyka.
- Niestety czas się skończył Jo. Wystąpiła przed wami Johanna Mason. Trybut z Siódmego Dystryktu. Zasiadam na swoim miejscu i czekam aż inni skończą praktycznie ich nie słucham. Wyśpiewujemy hymn i wracamy na swoje piętro. Biorę prysznic i związuje włosy w warkocza. Ostatnia noc tutaj. Kładę się i momentalnie zasypiam. Rano uświadamiam sobie że powinna porozmawiać wczoraj z Jake'm ale już jest za późno. Katy rano przychodzi przed świtem i wręcza mi skromną sukienkę  i prowadzi mnie na dach. Stórj zawodnikach otrzymam w tunelach pod areną. Poduszkowiec już czeka, wysuwa się drabina na której opieram ręce i nogi i momentalnie nieruchomieje jak sparaliżowana. Zostaję wciągnięta na pokład razem z drabiną. Podchodzi kobieta w białym fartuchu z lokalizatorem. Nawet nie musi mi tego mówić. Wbija igłę głęboko w skórę, ale i tak nic nie czuję. Później przychodzi młody awoks i prowadzi mnie na śniadanie, a przy stole siedzi już Katy. Jem ile wlezie. Podróż trwa pół godziny, a później szyby ciemnieją. Schodzimy do drabiny i idziemy podziemnym kanałem. W sali ekspedycji jest wszystko nowe i będę pierwszą i ostatnią która skorzysta z tej sali. Biorę prysznic i szczotkuję zęby. Katy związuje moje włosy w koński kucyk. Dostaję pudełko z ubraniami, każdy trybut ma podobne ubranie. Wkładam bieliznę, czarną bluzkę, kurtkę, spodnie i buty. Siadam na sofę i czekam na głos, pomiędzy tym pijąc wodę. W końcu kobiecy głos oznajmia że nadeszła pora. Podchodzę do okrągłej metalowej płyty i staję na jej środku. Katy kiwa głową i się uśmiecha.
- Będzie dobrze.
Z sufitu opuszcza się szklany cylinder. Kapsułą unosi się wraz ze mną. Przez kilka sekund nic nie widzę, a później czuję jak metalowa płyta wypycha mnie na świeże powietrze. Moje oczy nie przywykły jeszcze do jasności , lecz czuję zapach lasu.
Nagle słyszę potężny, tubalny głos legendarnego spikera, Claudiusa Templesmitha:
- Panie i Panowie Siedem dziesiąte Pierwsze  Głodowe Igrzyska uważam za otwarte!